9. PAL SZEŚĆ PRZYZWYCZAJENIA, POSŁUCHAJMY TAKE SIX

Jak wiedzą Ci, którzy śledzą nasze podróżnicze drogi, właśnie dopłynęliśmy do wybrzeży Ameryki Północnej. Znowu jesteśmy w USA! Rozległy to kraj, zajmujący niemal połowę kontynentu, ale my bez wahania wiemy, gdzie się udać! Wyruszamy na południe do Alabamy, miasteczka Huntsville, by tam zrozumieć źródło twórczej drogi męskiego zespołu wokalnego Take Six. Zespół ten już ponad trzydzieści lat temu, odkąd zaistniał w świadomości społecznej, stał się objawieniem zespołowej wokalistyki. Bardzo lubię ten rodzaj śpiewania, gdzie wszystko odbywa się àcappella, a poszczególne głosy tworzą mini orkiestrę, naśladując brzmienie instrumentów muzycznych. Trzeba nie lada umiejętności wokalnych, precyzji wykonawczej, a przede wszystkim doskonałego słuchu i poczucia rytmu, aby wszystko „zagrało” jak przysłowiowym szwajcarskim zegarku! Każdy, kto zetknął się ze śpiewaniem w chórze czy w jakimkolwiek zespole wokalnym, gdzie nie ma oprócz ludzkich głosów żadnego „pomagającego” instrumentu, wie,jak to trudne zadanie.
Sześciu ciemnoskórych mężczyzn, sześć różnych głosów, sześć wyszlifowanych diamentów. Najpierw nazywali się Alliance, następnie Gentleman’s Estate Quartet. Spotkali się w… szkolnej łazience… To oczywiście żart, choć właśnie tam przeprowadzali swoje pierwsze próby. Właśnie tam usłyszał ich przechodzący obok Mark Kibble i z marszu, spontanicznie dołączył do chórku, dorzucając piąty, harmoniczny głos. Niedługo potem doszedł Marvin Warren i zespół poszerzył się do sekstetu, przyjmując ostatecznie nazwę Take Sixe. Ich fantastyczna kariera miała początek w roku 1988, kiedy to wydali swoją pierwszą płytę „Take 6”, która od razu odniosła ogromny sukces. Następne lata były tylko lepsze: kolejne albumy znajdowały miliony odbiorców na całym świecie. Zespół zdobył 10 prestiżowych nagród przemysłu fonograficznego Grammy! Uchodzi za najlepszą grupę wokalną na świecie. Być na koncercie zespołu o takiej renomie to prawdziwa gratka dla melomanów. Niestety mnie się ta sztuka nie udała, choć już „witałam się z gąską”, mając bilet w ręku…
Panowie z zespołu „Take Six” wystąpili kilka razy w Polsce, m.in. na koncercie w Sali Kongresowej w Warszawie 30 października 2009 roku. Tam doszło do konfrontacji dwóch wielkich śpiewających àcappella zespołów: Mahattanu Transfer i Take Six właśnie. Tak pisał o tym występie czołowy krytyk muzyczny Paweł Brodowski: „…Take Six zdmuchnął ze sceny swoich konkurentów. Manhattan wypadł blado, bo był gorzej nagłośniony, a poza tym reprezentuje zupełnie inną konwencję – bardziej jazzową, swingową, czasem nawet kabaretową, śpiewając standardy i przeboje muzyki popularnej. Natomiast specjalnością Take Six jest żarliwa muzyka gospel. Z przesłaniem duchowym i moralnym”.
Muzyka grupy określana jest jako chrześcijański pop-soul-jazz. Śpiewają o sprawach aktualnych, czasami nawiązując do przypowieści biblijnych, ale w przystępny sposób, zrozumiały dla tych, którzy Biblii nie znają. Wszyscy muzycy Take Six są również instrumentalistami. Grają m.in. na fortepianie, puzonie, gitarze i flecie. Umiejętność ta ma wpływ na to, jak traktują swój wokal, często zmieniając go w barwie i artykulacji na instrument właśnie. A to nie lada sztuka!
Śpiewają zjawiskowo, na luzie, z uśmiechem na ustach. Tak, jakby nic ich to nie kosztowało. Cudnie się tego słucha. Wypoczywasz i… modlisz się! Szczególnie polecam popisowy spirituels „Mary Don’t You Weep”. Można się zarazić tą muzyką, zarazić bez skutków ubocznych: radością, wiarą, optymizmem i nadzieją. Wystarczy tylko spróbować! To moja prośba, słuchajmy dobrej muzyki, tylko dobrej Na mierną szkoda czasu
                                                                                                                                                                    Wasz rozśpiewany instruktor
Skip to content