12. SKRZYPEK W SAUNIE. RZECZ O SIBELIUSIE

Jean Sibelius był fińskim kompozytorem i… skrzypkiem. Tak sobie pomyślałam, że pewnie często korzystał z sauny (w końcu to wynalazek bardzo popularny w jego kraju). I dalej idąc tym tropem, wyobraziłam sobie, jak w tej saunie gra na skrzypcach! No cóż, głowa czasami podsuwa mi dziwne pomysły, ha ha! Myśl ta nie jest zbyt mądra, bo można łatwo wywnioskować, jak wysoka temperatura i duża wilgotność powietrza może negatywnie wpłynąć na tak wrażliwy instrument, jakim są skrzypce. Ich posiadacz na pewno nie naraziłby swojego instrumentu na zniszczenie albo choćby nadszarpnięcie jego drewnianego zdrowia 🙂
Więc może porzucę te dywagacje i wrócę do tego, co ma być tematem mojego felietonu. Dzisiaj opowiem o koncercie skrzypcowym. Jean Sibelius napisał jeden w tonacji d-moll op. 47 w latach 1903-1904 (I wersja) i 1905 (II wersja, która powstała z konieczności zmniejszenia trudności wykonawczych). Nie chcę pisać o koncercie jako formie zmieniającej swój kształt na przestrzeni wieków. Może zrobię to przy innej okazji. Teraz w majowy, wiosenny dzień opowiem o urodzie tego arcydzieła. Otwarcie drzwi do literatury skrzypcowej zawdzięczam nie moim skądinąd wspaniałym belfrom w czasie nauki w liceum muzycznym, ale przyjacielowi z czasów szkolnych, który właśnie był skrzypkiem (zresztą jest nim do dzisiaj, grając w renomowanej orkiestrze symfonicznej). Koncertem Sibeliusa zachwyciłam się od pierwszego wysłuchania! Mroczny, chłodny klimat tego dzieła fascynuje mnie niezmiennie od lat. Wystarczy „przytulić” wypływające ze skrzypiec dźwięki i… już widzisz fiordy, piękne i tajemnicze! Temat, który pojawia się jak z mgły, od początku fascynuje swą urodą i zostaje głęboko na długo, u mnie na zawsze! Obudzona w środku nocy zanucę go na 100% 🙂
Sibelius zaczął tworzyć koncert skrzypcowy już w 1899 roku i pracując nad nim z przerwami, ukończył go pięć lat później. Tak pracę nad tym dziełem opisuje żona kompozytora Aino: „Janne cały płonął i ciągle doświadczał «embarras de richesse»(zawstydzenie bogactwa)”. Rozumiem, że chodziło o zdziwienie nadmiarem pomysłów. Lepsza jest jednak moim zdaniem dla twórcy większa możliwość wyboru i ewentualna selekcja tworzonego materiału, niż posucha twórcza i stagnacja. I chyba mam rację, gdyż jak dalej wspomina pani Aino: „Czuł się dosłownie oszołomiony ilością tematów muzycznych, które przychodziły mu do głowy. Nie spał nocami, grał niewiarygodnie pięknie i nie mógł oderwać się od tych zachwycających melodii. A wszystkie one żyły i dawały możliwość różnorodnych przetworzeń”.
Ostatecznie Sibelius zakończył pracę nad koncertem skrzypcowym w 1904 roku. Minął wiek z kawałkiem, a jego blasku nie przyćmił upływający czas. Porównałabym go do butelki szacownego czerwonego, wytrawnego Château Margauix Medoc!
Jak zapewne zauważyliście, w tym felietonie nie zarzuciłam was teoretycznymi wiadomościami. Chciałam, abyście skupili się przede wszystkim na klimacie i aurze, jaką ten piękny utwór roztacza. Słuchając go, jednak warto mieć świadomość, z jakich części się składa, więc tylko tyle teorii na koniec: cz. I Allegro Moderato, cz. II Adagio di molto, cz. III Allegro ma non tanto. Wiatr wiejący nad fiordami albo gorąca sauna lub kieliszek wybornego Château (to wersja dla pełnoletnich „Czytaczy” moich felietonów), do tego miękki fotel.
Żegnam się hipnotyzującym wykonaniem Koncertu skrzypcowego d-moll Jeana Sibeliusa. Przed wami wspaniała jak zawsze Hilary Hahn!
                                                                                                                                                                   Wasz instruktor
Skip to content